W średniowiecznych starciach rannych było względnie niewielu, gdyż zwykle ich dobijano. Jeńców – z wyjątkiem tych, za których mozna było dostać okup – najczęściej nie brano. Wojowników od początku szkolono, aby w pierwszym starciu okaleczyć przeciwnika, a w kolejnym skutecznie pozbawić go życia. Najczęściej atakowano głowę i podstawę szyi. Uderzano tak, aby jak najszybciej zabić.

Jako pierwszy, chirurgów leczących rany bitewne, opisywał Homer. Od niego dowiadujemy się, że w czasie bitwy pod Troją, medycy usuwali z ran groty strzał (często je wycinali, bądź przepychali na wylot), wysysali i opracowywali rany, stosowali maści i zioła, potrafili przygotowywać lekarstwa. Dokonywali amputacji, płukania ran przegotowaną wodą i winem, używali gąbek do absorpcji wydzielin, znali środki ściągające. W przypadkach krwotoków używali tamponowania, oziębiania, unoszenia kończyn, opasek uciskowych oraz przyżegania ran.

Pierwszymi ratownikami pola walki byli sami wojownicy. We własnym interesie starali się posiąść najlepszą wiedzę, dotyczącą niesienia pomocy zarówno sobie, jak i towarzyszom broni. Świadczy o tym choćby malowidło „Achillesa opatrującego Patroklesa“, z czary wykonanej ok. 500 r. p.n.e. Scenę tę opisuje Homer w „Iliadzie“.

Antyk charakteryzował się wysokim poziomem lecznictwa, a w szczególności chirurgii. Podobnym poziomem charakteryzowało się średniowiecze w krajach islamskich. Niestety, nie można tego powiedzieć o medycynie europejskiej. Wieki średnie były bowiem na naszym kontynencie okresem barbarzyństwa i ciemnoty.

Rany zadawane na polach bitew powodowały masywne krwawienia, tak zewnętrzne jak i wewnętrzne. Przy braku szybkiej pomocy i braku umiejętności właściwego opanowania krwotoku, doprowadzało to w dłuższym lub krótszym czasie do zgonu.

Powszechnie używano wrzącego oleju i rozpalonego żelaza do przyżegania ran, mającego doprowadzić do „sklejenia“ brzegów rany. Prowadziło to jednak do martwicy, która stanowiła doskonałą pożywkę dla rozwoju bakterii i zakażeń. Niefachowo zaopatrzone urazy od broni siecznej czy obuchowej, skutkowały powstawaniem ognisk zakażenia ogólnoustrojowego, stawów patologicznych, a często tętniaków rzekomych, które powodowały śmiertelne krwotoki nawet wiele miesięcy po wygojeniu wyjściowego urazu.

Amputacje wykonywano bez znieczulenia, zgon w trakcie zabiegu spowodowany bólem i szokiem był bardzo częsty. Rany od strzał z łuków były z zasady ranami zainfekowanymi. Aby bowiem osiągnąć dużą szybkostrzelność, łucznicy przed bitwą wbijali strzały w ziemię, przed sobą.

Problemem dla ówczesnych chirurgów były postrzały głowy. Nie umiano skutecznie usunąć z kości czaszki grotów strzał czy bełtów kuszy. Pozostawione, wrastały w kości powodując przewlekłe bóle głowy, a w odległym czasie pourazową padaczkę.

Uderzano by zabić

Obrażenia bitewne można podzielić ze względu na narzędzie, którym je zadano, a także ze względu na okolicę anatomiczną, której uraz dotyczył.
Najpopularniejsza broń okresu średniowiecza to:

  • Broń sieczna: miecze jednoręczne, półtoraręczne, tasaki, kordy (powodowały rany cięte, amputacje, rany tłuczone).
  • Broń obuchowa: topory, maczugi (powodowały rany cięte, miażdżone, tłuczone).
  • Broń drzewcowa: kopie, włócznie (powodowały rany drążące, przeszywające, a także cięte).

XV-wieczne traktaty szermiercze nauczały, jak w pierwszym starciu okaleczyć, a w kolejnym skutecznie pozbawić przeciwnika życia.

Cała średniowieczna ikonografia pełna jest przedstawień ukazujących urazy, jakim ulegali dawni wojownicy. Pod tym względem szczególnie atrakcyjna jest XIII-wieczna tzw. Biblia Maciejowskiego.

Na czele bogatej palety urazów bitewnych znajdowały się urazy głowy, które dominują na polach wielkich bitew i małych potyczek. O dziwo, wiele przypadków takich obrażeń udawało się poszkodowanym przeżyć w na tyle dobrym stanie, aby wziąć udział w kolejnej bitwie.

Równie często spotykane były wszelkiego rodzaju urazy przeszywające klatki piersiowej zadane kopią czy włócznią. Siła takiego uderzenia rozrywała ogniwa zbroi kolczych, a także rozbijała płyty pancerzy ciężkozbrojnych rycerzy. Impet ciosu nie tylko zadawał rany, ale także wyrzucał jeźdźca z siodła. Upadek na ziemię kończył się zaś stratowaniem przez rumaki walczących stron.

Powszechne były rany cięte kończyn górnych, zwłaszcza okolic stawów barkowych, a także okolicy podstawy szyi. Te ostatnie były najczęstszym urazem na średniowiecznym polu bitwy. Rana rozpoczynała się u podstawy szyi (najczęściej po stronie lewej, gdyż w około 80 proc. walczący byli praworęczni (więc cios padał na lewą stronę ciała przeciwnika), a kończyła na mostku. Powstawała ogromna, ziejąca rana, która uszkadzała ważne naczynia, w tym tętnicę podobojczykową lewą, której przecięcie powoduje utratę przytomności w ciągu około jednej sekundy od otwarcia naczynia.

Nawet najdoskonalszy współczesny zespół chirurgów naczyniowych nie byłby w stanie uratować tak okaleczonego wojownika, lekarze wieków średnich byli równie bezsilni.

W bezpośrednim zwarciu atakowano twarz, a w szczególności oczy walczących. W tym celu używano m.in. sztyletów, których wąskie ostrza łatwo penetrowały otwory hełmów. Cios taki mógł uszkadzać oponę twardą mózgu w obrębie przedniej jamy czaszki. Nawet jeśli wojownik przeżył początkowy okres po urazie, zabijało go najpewniej zapalenie opon mózgowych lub mózgu.

Starcia sam na sam zdarzały się w czasie bitew, lecz stosunkowo rzadko kończyły się eleganckim ciosem puginału (miniatury miecza) w gardło pokonanego wroga. Dużo częściej zadawano cios mieczem w brzuch, czy w okolice klatki piersiowej. Można sobie wyobrazić, że jeśli ból i szok nie zabiły rycerza, to szybko czynił to rozległy krwotok.

W trakcie turniejów rycerskich także zdarzały się poważne urazy, które często kończyły się śmiercią lub kalectwem. W starciach stosowano chwyty za kark prowadzące do uszkodzeń kręgosłupa szyjnego i rdzenia kręgowego. W walce używano nie tylko ostrzy mieczy, ale także głowic rękojeści, którymi zadawano ciosy w odsłoniętą twarz przeciwnika, powodując cały wachlarz złamań.

Nader często zdarzały sie postrzały z łuku i kuszy. Strzały z łuku przebijały wszystkie znane w średniowieczu lekkie typy pancerzy. Natomiast doświadczony łucznik był w stanie strzelić tak, aby grot przebił pancerz płytowy.
Mnogość urazów, jakim ulegali dawni wojownicy na polach bitew jest imponująca.

Niemniej imponująca była odporność średnionowiecznych żołnierzy, zarówno na sam uraz, jak i następujące po nim leczenie, które często powodowało znacznie większe szkody.

Masakra pod Grunwaldem

Obraz średniowiecznego pola bitwy to ciżba ludzi, konnych i pieszych, z których każdy próbował przeżyć w miejscu, gdzie śmierć zbierała niezwykle obfite żniwo.

Podobnie było w czasie bitwy pod Grunwaldem, uznawanej przez wielu za największą bitwę średniowiecznej Europy. Piętnastowiecznych przedstawień bitwy zachowało się niewiele. Jedną z najbliższych czasowo, bo z 1483 r., jest miniatura Diebolta Schillinga Starszego. Wyraźnie na niej widać, że znacząca większość walczących to konnica, posługująca się kopiami. Dominują urazy przeszywające klatki piersiowej, a nieszczęśnicy, którzy na skutek starcia znaleźli się pod końskimi kopytami, to przypadki urazów wielonarządowych.
Kolejnym obrazem „z epoki“ jest dzieło Diebolta Schillinga Młodszego z 1513 r. Również na tej miniaturze przedstawiona sytuacja jest podobna, widać starcie ciężkiej jazdy, uzbrojonej w kopie. Pula urazów widocznych na rycinie jest identyczna ze starszą miniaturą.

Najbardziej znane dzieło przedstawiające bitwę grunwaldzką, to oczywiście monumentalne dzieło Jana Matejki. Choć z punktu widzenia wartości historycznej obraz Matejki jest ogromnie alegoryczny, to samo przedstawienie sytuacji bitewnej jest niezwykle udane. W tłumie końskich i ludzkich ciał możemy wyłowić urazy do jakich dojdzie „już za chwilę”. Wielki Mistrz ostatkiem sił broni się, ale zmierzający ku jego piersi grot włóczni już niebawem zepchnie go pod końskie kopyta, a topór w silnych dłoniach litewskiego wojownika skruszy jego zbroję. Zawisza Czarny mierzy kopią w czyjąś pierś, a puginał wkrótce zagłębi się w gardle nieznanego rycerza.

Kolejny XIX-wieczny obraz grunwaldzkiego starcia pochodzi spod pędzla Wojciecha Kossaka. W tym dziele nie ma miejsca na alegorie! Widzimy krzyżackiego rycerza, którego czaszka już za chwilę pęknie pod ciosem maczugi prostego Litwina, miecz rycerza z toporem w herbie ugodzi w szyję wojownika w białym płaszczu, a przygnieciony ciężarem własnego konia rycerz na próżno mierzy puginałem w pachwinę ciężkozbrojnego kusznika, którego topór zaraz uderzy w lewy bark leżącego. Niechybnie amputując całe ramię!

To wszystko oczywiście jedynie obrazy, które powstały na podstawie przekazów historycznych, lepszych lub gorszych, mniej lub bardziej podkoloryzowanych.

W latach 60. i 80. XX w. prowadzono na polach bitwy prace archeologiczne, które doprowadziły do odnalezienia wielu fragmentów szkieletów uczestników starcia. Spektakularnymi dowodami na pobitewne pochodzenie szczątków są ślady ran pourazowych, występujące na zachowanych częściach szkieletu. Ze względu na zły stan zachowania kości analiza śladów ran pourazowych możliwa była jedynie na fragmentach czaszek. W badanym materiale przeważają rany cięte, zadawane ostrym narzędziem (miecz, topór, czekan). Występują także ślady urazów od grotów oszczepów oraz zadanych narzędziami tępymi. Trzeba wszakże wziąć pod uwagę, że z powodu zniszczenia znacznych fragmentów kośćca, oszacowana może być jedynie minimalna liczba urazów, w tym przypadku dotycząca w większości czaszek.

Faktem niezbitym jest, że po stronie krzyżackiej walczyło około 11 tys. rycerzy, z czego poległo 8 tys. Po stronie polskiej walczyło około 16,6 tys. ludzi, straty bitewne ocenia się jako znikome.

Opr. BAK. Materiał powstał na podstawie artykułu opublikowanego w pismie „Lekarz Wojskowy“ nr 4 z 2011 r.
Autor: lek. Maciej Sztuka (Klinika Neurochirurgii i Neurotraumatologii SU w Krakowie)
Tytuł oryginału: „„Jedyną właściwą szkołą chirurga jest wojna” – traumatologia średniowiecznego pola bitwy”
Zainteresowany? Przeczytaj całość: http://www.lekarzwojskowy.pl/arch/04_11.htm

Czytaj na stronie internetowej Wojskowego Instytutu Medycznego