-
„Niedawno w Wojskowym Biurze Badań Społecznych powstała analiza o tym, jak sami żołnierze postrzegają funkcjonowanie Narodowych Sił Rezerwowych. Nad wynikami powinien pochylić się każdy, kto zabiera głos na temat rezerw osobowych. (…) Raport to ponura lektura dla osób tworzących i od kilku lat reformujących Narodowe Siły Rezerwowe. Tym bardziej przygnębiająca, że pochodząca z wnętrza armii. Oczywiście było to do przewidzenia. Tak musiały skończyć się działania polegające w dużej mierze na ładnym opakowywaniu produktu wątpliwej jakości.”
-
Narodowe Siły Rezerwowe mają stanowić 20 proc. całej armii. Na 100 tys. żołnierzy ma być 20 tys. tych z NSR. Ale w przypadku Wojsk Specjalnych, liczących ok. 3 tys. ludzi, ten wskaźnik wynosi aż 330 proc.! Terenowe Oddziały Specjalne mają liczyć aż 10 tys. ludzi. Do tego dla speceneserowców przewidziano bardzo szeroki wachlarz zadań: od układania worków z piaskiem w czasie powodzi, przez wystawianie pocztów sztandarowych w czasie uroczystości, po prowadzenie działań specjalnych w czasie wojny. To nie może się udać. Tym bardziej, że nie uwzględniono w niej doktryny DD3/5 opisującej zasady działania Wojsk Specjalnych.
Postaram się wyjaśnić, dlaczego koncepcja powołania Terenowych Oddziałów Specjalnych NSR to kiepski pomysł. -
Newsy dotyczące nowej koncepcji funkcjonowania Narodowych Sił Rezerwowych rozgrzały wczoraj dyskusje na portalach społecznościowych. Było to tym prostsze, że media donosiły o pomysłach tworzenia „Oddziałów Specjalnych” NSR, szkolonych przez żołnierzy sił specjalnych i podporządkowanych tym siłom. Dyskutowaliśmy bazując na doniesieniach mediów. Tymczasem kierownik zespołu przygotowującego reformę NSR, gen. dyw. Bogusław Pacek, rektor-komendant Akademii Narodowej w serwisie społecznościowym Twitter wyjaśniał, że media – m.in. „Gazeta Wyborcza” i „Polska Zbrojna” – nadinterpretują lub znacznie skracają zagadnienie.